wtorek, 3 września 2013

Podsumowanie 6 kolejki Ekstraklasy

Mało bramek, dużo remisów i tradycyjnej ligowej kopaniny to obraz po szóstej kolejce naszej Ekstraklasy. Teraz czeka nas przerwa na reprezentacje, która po raz kolejny zagra swój mecz o przedłużenie szans na udział w MŚ 2014 w Brazylii  (spotkanie z Czarnogórą), a być może także już swój mecz o honor z San Marino, gdy stracimy punkty w pojedynku z Czarnogórcami. Dla Śląska taka ligowa przerwa może być wybawieniem. Po odejściu Waldka Soboty trener będzie miał chwilę czasu na nowe poukładanie drużyny, do której być może jeszcze ktoś dołączy - dla mnie to warunek konieczny, jeśli rzeczywiście po raz kolejny mamy walczyć o podium. Przechodząc jednak do konkretów...

Mamy trzech liderów
Legia Warszawa wykorzystała remisowy wynik w bezpośrednim meczu dwóch wcześniejszych liderów, czyli Górnika i Lechii i dołączyła do podium, od razu wskakując na pierwsze miejsce (ze względu na bilans bramkowy) - każda z tych trzech ekip zgromadziła jak na razie po 12 punktów. Legia na wyjeździe zagrała z Cracovią i choć nie był to najlepszy mecz w wykonaniu warszawiaków to jednak zdołali go wygrać, wciskając gospodarzom jedną bramkę. Cracovia próbowała odrobić stratę, ale nieporadność ofensywnych zawodników w czasie konstruowania ataku aż raziła po oczach. W obronie było przeciętnie, ale w miarę poprawnie, zresztą dużą nieporadnością wykazywali się również legioniści. Wynik 1:0 dla Legii trzeba uznać za w pełni zasłużony.

W meczu Lechii z Górnikiem, zespołem odrobinę lepszym wydawali się goście z Zabrza, jednak brak zdecydowania w końcówce meczu zemścił się na nich po raz kolejny w tym sezonie i z Gdańska zdołali wywieźć zaledwie jeden punkt. Mecz mógł się podobać kibicom, w końcu padły tu bramki (wynik 1:1), ale mam dziwne wrażenie, że gra Lechii słabnie. Do tej pory gdańszczanie lecieli impetem po bramkowym remisie z Barceloną, ale wydaje się, że to źródełko powoli wysycha i już w najbliższych kolejkach można będzie spodziewać się niespodzianek z udziałem tego właśnie zespołu.

Wisła wciąż niepokonana
Dla mnie największą niespodzianką nowego sezonu jest postawa Wisły Kraków, która jak na razie nie przegrała żadnego meczu, a przecież na starcie skazywana była na bolesny upadek. W sobotę Wisła zagrała w Szczecinie i akurat w tym starciu blisko było pierwszej ligowej porażki wiślaków. Portowcy pod wodzą Wdowczyka grają coraz lepszą piłkę i to oni w sposób zdecydowany dominowali w tym meczu. Gdyby nie błąd sędziego w końcówce spotkania, Pogoń miałaby karnego i pewnie by to spotkanie wygrała (Głowacki w polu karnym zagrał piłkę ręką - bezsporny karny), stało się jednak inaczej i zespoły podzieliły się punktami. Dzięki remisowi obie ekipy wciąż znajdują się w górnej części tabeli.

W środku tabeli
Po szóstej kolejce tabela uległa wyraźnemu spłaszczeniu. W górę przesunął się jedynie Lech Poznań, który miał spore problemy by wygrać u siebie z Zawiszą Bydgoszcz. Poznaniacy mecz kończyli w 10 broniąc się przed ciągłymi atakami bydgoszczan, jednak zaliczka w postaci trzech bramek, którą wypracowali sobie jeszcze przed utartą Henriqueza, okazała się wystarczająca. Zawisza zdołał doprowadzić do strzelenia kontaktowej bramki, jednak nie był już w stanie wyrównać. Mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla Lecha, a Zawisza pozostał bez wygranej w lidze. 

W środku ligowej stawki zadomowiła się Jagiellonia Białystok, która nie potrafiła wygrać w Łodzi, ratując się remisem wywalczonym w ostatnich minutach meczu - w 92 minucie bramkę strzelił Piątkowski, ustalając wynik na 1:1. Przyznać trzeba, że białostocczanie wykazali się charakterem walcząc do końca, mimo utraty jednego zawodnika (od 70minuty grali w 10 - za czerwona kartkę z boiska wyleciał Martin Baran). Dla Widzewa pierwszą bramkę zdobył brat bramkostrzelnego Visniakovsa - Aleksiej i wychodzi na to, że Widzew nie mając pieniędzy ma teraz najbardziej bramkostrzelny duet w polskiej lidze (łącznie 6 bramek).

Dziewiątej pozycji nie opuścił Śląsk, który nie potrafił wykorzystać miażdżącej przewagi w pierwszej połowie meczu z Piastem. Co śmieszniejsze, po pierwszych 45 minutach to Piast prowadził 1:0, a wrocławianie zdołali wyrównać dopiero po strzale M. Paixao w 75 minucie meczu. Więcej bramek w tym spotkaniu nie padło, choć sytuacji bramkowych było bez liku. Tym samym Śląsk nie wykorzystał okazji do wskoczenia na wyższą pozycję w tabeli, a Piast zaprzeczył spekulacjom o pikującej formie tej ekipy.

Piech wraca i strzela
Po nieudanych wojażach, po roku czasu do naszej ligi powrócił Piech, który dołączył do zespołu z Lubina. Na dzień dobry zagrał w meczu ze swoim byłym klubem Ruchem Chorzów i na dodatek od razu strzelił im bramkę, walnie przyczyniając się do pierwszego zwycięstwa Zagłębia w tym sezonie. Przypadek Piech potwierdza tylko zapaść, w jakiej znalazła się polska piłka klubowa. Zawodnik, który nie potrafił w żaden sposób odnaleźć się w lidze tureckiej niemal z marszu zdobywa bramkę w lidze polskiej - jak niewiele potrzeba by w polskiej piłce zostać bohaterem. Doprawdy jest to obraz nieco przygnębiający.

Pozostała ligowa kopanina  
W ostatnim meczu szóstej kolejki spotkały się drużyny, które w tym sezonie spisują się raczej słabo. Jeśli jeszcze gra Korony w ostatnich meczach dawała jakąś nadzieję na lepsze rezultaty w przyszłości o tyle w przypadku Podbeskidzie nie miałem najmniejszych złudzeń. Złudzeń nie miałem i też się nie zawiodłem - mecz był dramatycznie słaby, straszna kopanina plus festiwal niedokładności oraz zmarnowanych okazji. Jedyna bramka w tym meczu padła po samobóju i tylko dzięki temu Podbeskidzie cieszyło się z pierwszych trzech punktów w tej rundzie rozgrywek. Nie wiem czy jeszcze jakieś zwycięstwo ta drużyna zdoła odnieść jesienią, jeśli tak się stanie będzie to chyba piłkarski cud - grają dramatycznie źle i na ten moment są dla mnie pierwszą ekipą do spadku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz