poniedziałek, 23 września 2013

Kolejny remis. Ruch - Śląsk 1:1

Radość po bramce Paixao/Hołota
Tylko i aż remis to wszystko na co stać było wrocławski zespół we wczorajszym meczu w Chorzowie.

Szkoda straconych punktów, szkoda zmarnowanych okazji i sytuacji strzeleckich, szkoda słupka i poprzeczki, szkoda głupio straconej bramki, ale najbardziej żal braku determinacji, boiskowej walki i zaangażowania ze strony piłkarzy Śląska. Ruch wręcz przeciwnie, walczył, bił się o każdą piłkę przez pełne 90 minut gry i w końcu osiągnął to co zamierzał - nie przegrał kolejnego meczu.

Co z tego, że wrocławianie zwykle są lepsi piłkarsko od swoich boiskowych rywali (polskich rywali) skoro w ostatnim czasie nie przekłada to się zbyt często na zwycięstwa. To już piąty remis Śląska po ośmiu kolejkach ligowych! To w sumie 10 punktów straconych i kolejne wyjazdowe spotkanie bez zwycięstwa. Już nie pamiętam kiedy ostatnio wygraliśmy na wyjeździe - chyba w zeszłym sezonie z Jagiellonią, ale to było wiosną tego roku. Co więcej, w pucharach też nie wygraliśmy niczego na wyjeździe. Z czego to wynika? Braku pewności siebie? Braku zaangażowania? Minimalizmu? Pecha? Zapewne wszystkiego po trochu. Prawda jest jednak brutalna. Śląsk na wyjazdach nie ma zębów i przegrywa lub remisuje mecze, które teoretycznie bez większego problemu powinien wygrywać.

Jest jeszcze jedna rzecz, która zwróciła moją szczególną uwagę we wczorajszym meczu - stałe fragmenty gry. Gdy jeszcze rok temu Śląsk przygotowywał się do wykonania rzutu rożnego lub wolnego z pobliża pola karnego rywali, zwykle pachniało bramką lub przynajmniej sytuacją bramkową. Teraz zagrożenia nie ma żadnego. Nic nie wynika ze stałych fragmentów rozgrywanych przez Milę lub Dudu. Żadnego zagrożenia, żadnych strzałów. Zwykłe wznowienie gry, nic więcej. Co się stało z tym elementem gry, z którego przecież Śląsk słynął. Oczywiście nie ma już w drużynie Celebana, Fojuta czy Elsnera, ale wciąż jest Kaźmierczak, jest skoczny Hołota, czy wysoki Kokoszka. Jest w końcu Paixao, który większość swoich bramek zdobywa właśnie z dośrodkowań. Dlaczego zatem nie z rożnego czy z wolnego? Czy wrocławianie przestali ćwiczyć ten element gry? Bo tak to na ten moment wygląda.

Wczoraj do zwycięstwa zabrakło szczęścia (podobnie jak w meczu z Piastem) i co ważniejsze, pełnego zaangażowania wszystkich zawodników. Piłkarze Ruchu walczyli, biegali, często kopiąc na oślep, wybijając na auty i faulując, a Śląsk zwyczajnie nie potrafił znaleźć na taką grę żadnej recepty. Jednostajne tempo gry, ciągłe przerwy, które wybijały z rytmu, mało przebojowości w ataku i po raz kolejny rażąca nieskuteczność to obraz Śląska na dziś. W tym tygodniu czekają nas dwa kolejne spotkania, o których rezultat się zwyczajnie martwię. Tak słabego Śląska jak wczoraj, nie oglądałem bowiem od początku tej rundy rozgrywek. Oby niedzielny wyjazd do Warszawy nie skończył się naszą kolejną kompromitacją w tym sezonie.

Źródło:
fot. slaskwroclaw.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz