piątek, 30 sierpnia 2013

Na koniec tradycyjny eurowpierdol. Śląsk - Sevilla 0:5


A miało być tak pięknie...
Miał być piękny wieczór we Wrocławiu i był, tyle że dla Hiszpanów. Śląsk przy wypełnionym do ostatnich miejsc stadionie zaliczył kompromitujący występ tracąc aż pięć bramek i nie strzelając żadnej. Europejskiej tradycji stało się więc zadość i w kolejnym sezonie w decydującej rundzie zbieramy baty od europejskich średniaków - no może troszkę więcej niż średniaków, ale też nie wiele więcej. W tamtym sezonie naszym pogromcom był Hannover (w dwumeczu 4:10), w tym Sevilla (1:9 w dwumeczu) i tak kończy się tegoroczna europejska przygoda Śląska. 

Teoretycznie istnieje jeszcze cień szansy, że zagramy w Lidze Europy, jeśli dziś dopisze nam szczęście w losowaniu dodatkowej drużyny do jednej z  grup  (jedno wolne miejsce po Fenerbahce Stambuł odsuniętym z pucharów za korupcję). W praktyce szansa na szczęśliwy los to nieco ponad 3%, a przy poziomie naszej gry i szerokości ławki rezerwowych może lepiej, żebyśmy jednak do tej grupy LE nie trafili - po co nam kolejne kompromitacje na własnym stadionie. 

Słaba gra, tragiczny wynik
O samym meczu nie warto zbyt wiele pisać. Kto był lub oglądał w telewizji ten wie jak to wyglądało. Kto nie widział tym lepiej. Poza pierwszymi 15minutami gry na boisku niepodzielnie rządziła Sevilla, a nam brakowało armat. Plaku zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami zupełnie nie sprawdził się w roli wysuniętego napastnika. Później była chwilowa próba gry na trzech obrońców, która zakończyła się utratą trzeciej bramki. Dalej było tylko gorzej. Obrona rozsypała się zupełnie po zejściu Pawelca, który trzymał wynik ratując nas w niesamowitych sytuacjach. Tylko dzięki niemu końcowy wynik nie okazał się jeszcze gorszy. Na sam koniec wielbłąda popełnił Gikiewicz, który zamiast wybić piłkę, podał ją do napastnika Sevilli, a ten nie miał najmniejszego problemu by ustalić wynik na 5:0 dla Hiszpanów. 

Śląsk od Sevilli dzieliła w tym meczu prawdziwa przepaść. Zmiennicy odsuniętych za kartki zawodników  spisali się słabo, albo wręcz fatalnie - patrz Plaku, a to przełożyło się w sposób bezpośredni na brak sytuacji strzeleckich i większą nieporadność w rozgrywaniu piłki. Zwyczajnie zabrakło piłkarskiej jakości. Nie powiem przy tym, że Śląsk nie ma żadnego stylu - jakiś styl gry został wypracowany, teraz potrzeba jedynie konkretnych wzmocnień, które pomogą realizować koncepcję gry Levego. Szczególne braki widać po bokach obrony oraz w ataku, gdzie w tym momencie mamy tylko jednego wartościowego zawodnika - Paixao. Prawdopodobnie na dniach ze Śląska odejdzie Sobota i zostaniemy z dwoma bocznymi pomocnikami. Przy tak wąskiej kadrze trudno będzie powalczyć nawet w lidze, a co dopiero myśleć o pucharach, o których przecież w końcu marzyliśmy.

Koniec marzeń, powrót do rzeczywistości
Pucharowa przygoda dobiegła końca i trzeba będzie na nowo pokochać polską ekstraklasę - taki los kibica. Już w niedzielę zagramy z Piastem Gliwice i mam nadzieję, że w tym meczu nasi zawodnicy pokażą się ze zdecydowanie lepszej strony. Mi jako kibicowi pozostaje jedynie wierzyć, że w przyszłym roku może być lepiej. Oczywiście pod warunkiem, że uda nam się ponownie zakwalifikować do europejskich pucharów, a o to z pewnością nie będzie tak łatwo. Chętnych do podium coraz więcej, a reforma premiować będzie te zespoły, które złapią formę na samą końcówkę rozgrywek.


Źródło:
fot. slaskwroclaw.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz