sobota, 16 listopada 2013

Po meczu Polska-Słowacja - obraz nędzy i rozpaczy.

Ci, którzy mieli jeszcze nadzieje na lepszą przyszłość polskiej piłki, wczoraj wpadli pod zimny prysznic. Nawałka,  tak jak jego poprzednik, nagle nie wykreuje zawodników z umiejętnościami wykraczającymi ponad przeciętność. W ciągu kilku dni zgrupowania, nie stworzy zgranej grupy, ze zbieraniny piłkarzy pościąganych z całego kontynentu. Nie wpadnie na genialne rozwiązania taktyczne, które w końcu pozwolą nam wygrywać. Nie zagwarantuje, że Robert Lewandowski zacznie strzelać bramki, a ciągle modyfikowana obrona, przestanie się kompromitować kiksami, spóźnionymi wślizgami i notorycznie gubionym kryciem.

Żaden trener nie jest cudotwórcom, a prawda o polskich piłkarzach jest po prostu bolesna - większość z nich posiada umiejętności techniczne na poziomie San Marino lub Andory i tego nie da się niczym zniwelować. Wczorajsze debiuty zawodników Górnika Zabrze uświadamiają to w całej rozciągłości - Kosznik czy Olkowski w polskiej lidze wyglądają przyzwoicie, na tle średniej klasy zawodników ze Słowacji, obaj wypadli fatalnie. Taka sytuacja odnosi się niestety do większej liczby reprezentantów Polski. Poza nielicznymi wyjątkami - bramkarze, Lewandowski czy Błaszczykowski - większość składu to co najwyżej przeciętni kopacze, którzy nie potrafią radzić sobie z rywalami posiadającymi podstawowe umiejętności techniczne.

Fakty są brutalne - nie wygrywamy z nikim, kto potrafi kopnąć prosto piłkę, w miarę dokładnie podać, przyjąć i ewentualnie zagrać z klepki. Nasi piłkarze tak wyrafinowanych umiejętności nigdy nie zostali nauczeni. U nas wciąż króluje laga do przodu, dośrodkowanie na alibi, a w obronie wykop na uwolnienie. Trzymanie piłki przy nodze, przyjęcie, dokładne podanie, uwolnienie się spod krycia, ruch bez piłki to dla naszych reprezentantów zwyczajna abstrakcja. Rzeczy, o których wiedzą, że istnieją, nie potrafią jednak w żaden sposób wcielić ich w życie. 

We wtorek czek nas zapewne powtórka z rozrywki. Oczywiście, zawsze może zdarzyć się jakaś niespodzianka i przez przypadek pokonamy Irlandię - Lewandowski zostanie na chwilę bez krycia, Błaszczykowski przebije się prawą stroną boiska i odda celny strzał na bramkę lub przy jednym z chaotycznych dośrodkowań Irlandczycy sami sprezentują nam gola. Jeśli tak się stanie, od nowa zacznie się pompowanie balonika nazywanego "Reprezentacją Polski", a chwilę później usłyszymy ponownie huk, z jakim ten balon pęknie. 

Pewną nadzieją na lepszą przyszłość polskiej piłki, jest w tej chwili reprezentacja młodzieżowa - jest tam kilku naprawdę ciekawych zawodników, którzy dysponują niezłymi jak na polskie warunki umiejętnościami technicznymi. To jest jakiś zalążek, początek, ale jak to się rozwinie w dalszej perspektywie... oby z korzyścią dla samych zawodników oraz spragnionych jakichkolwiek sukcesów polskich kibiców, w tym i mnie samego. Na razie, na pierwszą reprezentację nie ma co liczyć.

1 komentarz:

  1. Od razu rozpacz. Taka kolej rzeczy. Zmiana trenera nic nie da, jak się nie zgra zespołu!

    OdpowiedzUsuń