wtorek, 3 grudnia 2013

Dwa mecze jeden punkt. Kiepskie czasy dla Śląska.

Najpierw była masakra w Krakowie, wczoraj walka o zachowanie twarzy i chociażby jeden punkt. Coś się w Śląsku zacięło i nie chce puścić, a do rozegrania jeszcze dwa mecze. Trzeba w nich punktować, inaczej na wiosnę frekwencja na stadionie będzie równie słaba, jeśli nie gorsza niż ta obecna.


W Krakowie zaczęliśmy w niezłym stylu i do straty pierwszego gola to my dyktowaliśmy warunki gry na boisku zaprzyjaźnionego rywala. W 18 minucie pechowy rykoszet po strzale Garguły i gra Śląska zaczęła siadać. Później przyszedł początek drugiej połowy, dwie zabójcze akcje Wisły i wylądowaliśmy na łopatkach.

W tym wszystkim najgorsze jest to, że nie gramy zdecydowanie gorzej od naszych przeciwników. Po prostu coś się zacięło. W decydujących momentach brakuje skuteczności w ataku bądź obronie, a to bardzo szybko rzutuje na wynik. Nie wiem, czy chodzi tu o brak motywacji, drastyczny spadek morale, a tym samym brak wiary w możliwość podniesienia się z ciężkiej sytuacji. Coś z pewnością stało się z naszym zespołem - to widać po twarzach zawodników wybiegających na murawę. Widziałem to wczoraj, gdy wrocławianie wychodzili na drugą połowę spotkania z Pogonią. Dosłownie wychodzili, nie wybiegali. Na ich twarzach malowała się kompletna rezygnacja - wyglądali na totalnie zniszczonych, a przecież do przerwy wynik był remisowy, a przed nimi całe 45 minut gry.

No właśnie, wczoraj Śląsk zagrał na własnym stadionie z rywalem, który z pewnością jest w naszym zasięgu. Jak to wyglądało? Słabiutko, żeby nie użyć bardziej dosadnych słów. O pierwszej połowie w ogóle najlepiej  zapomnieć. W drugiej nie było zdecydowanie lepiej. W kolejnym spotkaniu dostajemy bramkę po karnym - akurat w tej sytuacji karny w stu procentach prawidłowy (błąd Kelemena i to w pierwszej groźnej akcji Pogoni). Uratował nas strzał z wolnego wykonany tym razem przez Kaźmierczaka. Kilka sytuacji miał Paixao, ale i u niego ze strzelaniem bramek coś się zacięło. Mimo wszystko to właśnie Paixao, Patejuk i Tomek Hołota wydają się jedynymi zawodnikami, którzy jeszcze wierzą, że coś można ugrać - walczą o każdą piłkę i co ważniejsze, grają do przodu.

W tragicznej dyspozycji jest przede wszystkim Sebino Plaku. Większość jego dograń jest niecelnych, bez tempa, ogólnie rzecz biorąc bez sensu. Wracający po kontuzji Sebastian Mila również nie wnosi niczego pozytywnego do gry naszego Śląska. Z resztą wczorajszy mecz był słaby w wykonaniu całego zespołu. W moim przekonaniu słabszy piłkarsko od tego, który kilka dni temu mogliśmy zobaczyć w Krakowie.

Już w zimowej aurze (wczoraj w czasie meczu było cholernie zimno) czekają do rozegrania dwa ostatnie mecze. Pierwszy z Widzewem w Łodzi i drugi z Piastem we Wrocławiu. Mam nadzieję, że nie będą to dwie porażki, bo to już całkiem zdemoluje psychicznie zawodników Śląska. Oby w końcu dopisało nam choć odrobinę szczęścia i wróciła skuteczność z początku rundy - o tej pucharowej nawet nie marzę. Zimą muszą nastąpić zmiany w składzie, bez nowych skrzydeł nie mamy co marzyć o zakwalifikowaniu się do grupy mistrzowskiej, choć na razie to wciąż jeszcze możliwe. Możliwe, ale z tym składem i w tej formie, raczej mało prawdopodobne. 

Źródło:
fot.slaskwroclaw.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz